Spotkanie z Sonią, z jej mieszkania przeniosło się do galerii (dzięki Ci wynalazco klimatyzacji za...klimatyzację.), odbiło mi chyba i zjadłam serek wiejski na obiad. Na początku smakowało,ale po chwili myślałam, że delikatnie mówiąc uwolnię zawartość żołądka. Jakoś na szczęście przeżyłam. Yyy w sumie nie pamiętam co jeszcze robiłyśmy...;p To przez to słońce mam chwilową amnezję.Koło 17 rozstałam się z Sonią i poszłam na rynek do Ilonki. Pokonałyśmy trasę z Plant pod Kazia i z powrotem kilkanaście razy, cieszę się z tego w sumie, bo dzięki temu spaliłam cztery gałki lodów.MANGO ! Mniaam <3 Spotkałyśmy parę osób i ogólnie było fajnie. Tutaj też mam spore luki w pamięci. Masakra.
W sumie moje wszystkie plany się pozmieniały i pokręciły tak, że nie mogę tego wszystkiego już ogarnąć. Dziś miał być basen-nie było. Jutro miał być Kraków-nie będzie...Jezuu. Ale i tak będzie fajnie. Musi.Z założeniem bloga szafiarskiego jeszcze się wstrzymuję. Muszę to przemyśleć, więc cierpliwości ;p
Muzyka trochę z innej półki: Max Farenthide- Can u feel it. Jakoooś tak.
<33
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz