czwartek, 5 listopada 2015

Wpisy cykliczne co rok.

Na to by wychodziło. Ale za każdym razem kiedy wracam do bloga to mam ochotę go kontynuować. Tylko później się trochę nie udaje.
Rok przerwy, rok zmian, wieelkich zmian. Ale kilka rzeczy nadal się nie zmieniło i przypuszczam, że tak już zostanie.
Nadal nie wiem czego do końca chcę od życia, bo zmienia się to jak w kalejdoskopie.Melancholijne nastawienie też mnie nie opuszcza.Ale to taka stała część mnie, więc cóż.Taka uroda. Tylko teraz ta melancholia dojrzała razem ze mną i jest nieco bardziej...wysublimowana?
Moje życie wewnętrzne kwitnie coraz bardziej a filozoficzne gadki z samą sobą są coraz częstsze.
Studia uświadomiły mi, że lubię być sama, zamknięta w pokoju z własnymi myślami, które czasem dobrze byłoby gdyby przestały być. Nierealna głupota. Nie jest zdrowo zbyt wiele myśleć.
CZEGOJAWŁAŚCIWIECHCĘCZEGOJAWŁAŚCIWIECHCĘCZEGOJAWŁAŚCIWIECHCĘ?
Nie wiem. Nic nie wiem, choć już myślałam, że wiem. A może tylko starałam się przekonać sama siebie. Żeby wreszcie było łatwiej/przyjemniej/mniej rozmyślań/mniej...czego?
Chyba zakon ratuje.
W zasadzie kiedy to teraz czytam, to stwierdzam, że prawie nic się nie zmieniło. Ja na pewno nie.

The Assassination Of Jesse James OST By Nick Cave & Warren Ellis #14. Song For Bob
Sherlock - I am Sherlocked



poniedziałek, 13 października 2014

Barcelona

Przystanek drugi: Barcelona. 
Moje przyszłe miejsce na ziemi, targ owocowy, architektura, Gaudi, Sagrada Familia, cudowni Hiszpanie, słońce, pikniki na trawie, Las Ramblas, Smoczy Dom, kolorowo, oleandry, tapas, psychodeliczna wystawa, wachlarze, gęsi w kościele.

Oczywiście fetysz budynków. Przepraszam.

















































sobota, 4 października 2014

Może Eurotrip?

Wszyscy tacy światowi, chwalą się świetnymi zdjęciami z wakacyjnych podróży, więc przyszła pora na mnie. Po pierwsze będzie to forma zadośćuczynienia wszystkim tym, którzy stęsknili się za blogiem (tak, tak podobno tacy są ;D), a po drugie okazja do wspomnień.
Mamy do zwiedzenia osiem miejsc, co sobotę inne. Z niektórych niestety mam mało zdjęć, bo oczywiście nadal nie pamiętam o ładowaniu aparatu. Typowe. Aa no i przepraszam za brak różnorodności, ale mam fetysz budynków ;)

Przystanek pierwszy: AMSTERDAM. Rowery, rowery, rowery, wszechobecny zapach zioła, ulice pełne coffe shopów, łodzie mieszkalne, brak zasłon/rolet/żaluzji w oknach(bo jeśli je masz tzn. że masz coś złego do ukrycia),wolność, mosty, Wenecja Północy, spokój, porządek,babeczki z grzybkami,świetnie ubrani faceci,piękne budynki.